Za równy miesiąc mają się odbyć planowo wybory, które pierwszy raz w historii polskich decyzji wyborczych odbędą się w takich, a nie innych okolicznościach oraz formie. Natomiast jest to drugi przykład specyficznej sytuacji jeśli chodzi o wybór prezydenta w Polsce ponieważ pierwsza miała miejsce 10 lat temu z racji ich przyśpieszenia spowodowanego tragedią, której rocznicę dziś obchodzimy. Zastanawiałem się jakiego typu ankietę stworzyć, tj. czy zadać tylko pytanie dotyczące uczestnictwa w tej niewątpliwej farsie, ale uznałem, że w pytaniu o wybór kandydata można zawrzeć tą kwestię. Dodałem drugie pytanie dotyczące Waszego zdania na temat ich ważności. Wczoraj Państwowa Komisja Wyborcza zarejestrowała czterech ostatnich kandydatów, także w tegorocznej elekcji o urząd Prezydenta RP będzie ubiegać się 10-ciu kandydatów - identycznie jak w roku 2015.
Zanim przejdę do mojej osobistej oceny poszczególnych kandydatów napiszę dlaczego moim zdaniem te wybory nie powinny się odbyć:
- nie wszyscy kandydaci mieli równe szanse zgłoszenia swoich kandydatur z racji problemów ze zbieraniem podpisów, które było spowodowane ogólnopolskimi ograniczeniami różnego typu,
- w przypadku tegorocznych wyborów nie można mówić o faktycznej kampanii wyborczej ponieważ kandydaci nie mogli prowadzić takich form agitacji, jak np. spotkania wyborcze z racji zakazu organizowania imprez masowych oraz praktycznie uniemożliwione jest rozpowszechnianie materiałów wyborczych,
- można mieć uzasadnione podejrzenia co do zasady tajności wyborów z racji głosowania korespondencyjnego oraz ich powszechności ponieważ osoby objęte kwarantanną nie będą mogły w praktyce oddać głosu osobiście, a także może nie być możliwości utworzenia zagranicznych obwodów wyborczych,
- w przypadku tych wyborów ostatnią zmianę w prawie wyborczym można było zawrzeć najpóźniej 9 grudnia 2019 z racji zakazu ingerowania w prawo wyborcze na pół roku przed wyborami, a obecne zmiany mogą zostać uchwalone przez Sejm najwcześniej na kilka dni przed datą wyborów,
- na każdym kontynencie świata z racji pandemii odwołuje się wybory różnego rodzaju - robią to kraje o teoretycznie o wiele niższej kulturze politycznej jak np. Etiopia, czy kraje o rządach twardej ręki, czyli Rosja,
- wybory korespondencyjne nie są zagrożeniem zdrowotnym tylko dla głosujących, ale głównie dla obsługujących je w przypadku powszechnego głosowania korespondencyjnego, czyli kilkudziesięciu tysięcy pracowników Poczty Polskiej,
- w przestrzeni publicznej jest mnóstwo ograniczeń, które kłócą się z ideą przeprowadzania wyborów na skalę ogólnopolską,
- mamy stan zagrożenia epidemicznego,
- wybór kogokolwiek (ale zwłaszcza obecnego prezydenta) może być spokojnie podważany nie tylko w Polsce, ale i na świecie
Poniżej natomiast moja ocena kandydatur, często pewnie wybiórcza i czasem możliwe, że według kogoś krzywdząca, ale jest to moja osobista opinia z którą można się zgodzić bądź nie. Są to wybory, w których osobiście po raz pierwszy naprawdę nie mam swojego przedstawicielstwa, którego de facto przeważnie nie miałem, ale w tym roku jest to wyjątkowo jednoznaczna sytuacja. Ponadto wybory z racji niektórych kandydatów ulegają swego rodzaju "celebratyzacji".
Kandydaci tak jak w ankiecie i na karcie wyborczej przedstawieni alfabetycznie.
1. Robert Biedroń - człowiek, który zbudował swój kapitał polityczny w głównej mierze na swojej orientacji seksualnej, a nie przesłankach merytorycznych, co samo w sobie jest dyskwalifikujące. Ponadto osoba, która jako swój największy sukces upatruje w byciu prezydentem Słupska, które za czasów jego kadencji pobiło ponoć wszelkie rekordy w kwestii zadłużenia. Dodatkowo moje i jego poglądy to dwa bieguny, a sama Lewica powinna według mnie wystawić jako kandydata Adriana Zandberga, który jest praktycznie marksistą, ale przebija go wiedzą i sposobem wysławiania.
2. Krzysztof Bosak - bardzo mierny kandydat, jeden z gorszych w całej stawce. Człowiek, który porównuje swój brak wyższego wykształcenia do Billa Gates'a oraz Steva Jobsa, co jest jakimś nieporozumieniem. Oczywiście poziom wykształcenia nie jest jakąś determinantą, a w wyborach prezydenckich startowały już osoby z wykształceniem podstawowym (Marian Kowalski) aczkolwiek porównanie się do multimiliarderów, którzy nie ukończyli/nie podjęli studiów ponieważ od najmłodszych lat zaczęli budować firmy, które w ogromny sposób wpłynęły na dzisiejszy świat jest jakąś kompletną błazenadą. Z zawodu w zasadzie polityk oraz człowiek, który zajął tylko ósme miejsce w "Tańcu z gwiazdami". Może gdyby był w pierwszej piątce to bardziej by do mnie trafiał. Dodatkowo uważam, że Konfederacja zwyczajnie popełniła błąd, a o wiele lepszymi kandydatami byliby Grzegorz Braun (który swoją erudycją paradoksalnie może bardziej odrzucać niż przyciągać), Jacek Wilk (spokój i merytoryka, ale za mało charyzmy), czy chociażby Robert Winnicki.
3. Andrzej Duda - aktualny prezydent, który pomimo tego, że pokonał poprzednika wchodzącego na spikerskie krzesło w japońskim parlamencie i mówiącego na parę dni przed II turą wyborów do młodego człowieka, że żeby kupić mieszkanie należy "zmienić pracę i wziąć kredyt" (niepopularne, ale niestety chyba prawdziwe) tylko kilkoma procentami głosów, to wzbudzający u wielu osób ówcześnie coś w rodzaju nadziei na lepszą przyszłość. W momencie wyboru Andrzej Duda miał wszelkie cechy by zostać prawdziwym mężem stanu i człowiekiem, który może zbudować wokół siebie ogromny kapitał polityczny niezależny od partii matki. Ostatecznie okazał się przestępcą konstytucyjnym, gwałcielem prawa (co jest o tyle skandaliczne, że jest doktorem nauk prawnych), prezydentem partyjnym (nikt racjonalnie myślący nie powinien wymagać od prezydenta by stanowczo odcinał się od własnego środowiska politycznego, ale obecnie mamy stan, który przypomina symbiozę bliźniaków syjamskich), sygnatariuszem rządu (co jest sprzeczne z jego deklaracjami przedwyborczymi, gdzie zapewniał, że nigdy nie będzie takim prezydentem, a ostatecznie zawetował tylko 9 ustaw, ale tylko 5 gdy rząd zaczął tworzyć PIS, czyli tyle samo ile Bronisław Komorowski, gdy współrządził z PO; zawetował trzy istotne ustawy, ale to w zasadzie tyle i wiele z tego nie wyniknęło). Ponadto ułaskawił partyjnego kolegę przed prawomocnym wyrokiem sądu, zaprzysiągł na sędziów Trybunału Konstytucyjnego Stanisława Piotrowicza oraz Krystynę Pawłowicz. Na plus aktywność spotkania z obywatelami na niespotykaną dotąd skalę. Ostatecznie jednak zasługuje na Trybunał Stanu, tak jak wielu polskich polityków. Złamał również obietnicę wyborczą dotyczącą tego, że poda się do dymisji jeśli w ciągu roku od objęcia urzędu nie zostanie podniesiona kwota wolna od podatku.
4. Szymon Hołownia - żart chociażby z tego względu, że zastanawiam się, czy Hołownia będący prezenterem programów rozrywkowych obudził się pewnego dnia z myślą, że chce zostać prezydentem, czy o co chodzi. Celebryta, a pomiędzy celebrytyzmem, a polityką nie powinno stawiać się znaku równości. Jeśli chodzi o kwestie merytoryczne to proponuje wpisać w wyszukiwarkę Google frazę "hołownia program" - pierwszy wynik wyjaśnia chyba wszystko. Ponadto człowiek, który zaprzecza sam rzekomo wyznawanym wartościom jeśli chodzi o religię katolicką.
5. Marek Jakubiak - największy ancymon z całej stawki, co może nie tyle co potwierdziło, ale stworzyło w okół niego obraz śmieszności. Zbieranie podpisów przez członków PIS-u (rzekomo obowiązkowe 20 podpisów na każdą komórkę powiatową tej partii), które zostały zebrane w ekspresowym tempie w okolicznościach stanu epidemicznego to jakaś farsa pana od fularu. Moim zdaniem człowiek wycierający sobie twarz patriotyzmem i byciem narodowcem. Ciekawy to przykład narodowca, który był żołnierzem zawodowym wojsk PRL, a we wniosku o przyznanie paszportu w rubryce "przynależność do organizacji partyjnych i stowarzyszeń" wpisał PZPR. Tłumaczył się z tego tak śmiesznie, że szkoda gadać. Ówcześnie żołnierz mógł być członkiem partii, co obecnie jest zabronione.
6. Małgorzata Kidawa-Błońska - piąta kobieta-kandydat w historii wyborów prezydenckich w Polsce, potocznie nazywana MaKaBrą. Jej lapsusy językowe i wypowiedzi można traktować jako ilość, a nie liczbę bo jest ich tak wiele. Co ciekawe, osoba o najprawdopodobniej najciekawszych korzeniach rodzinnych ponieważ jest prawnuczką prezydenta oraz premiera z czasów II RP, czyli Stanisława Wojciechowskiego oraz Władysława Grabskiego. Ostatecznie jednak jej kandydatura to albo zemsta Schetyny, walkower na starcie bądź plucie w twarz wyborcom - nawet własnym przy jednoczesnym szkodzeniu wizerunkowi kobiet. Zastanawia mnie jednak dlaczego nagle tak idiotycznie zaczął jej się plątać język skoro wcześniej przez lata piastowania ważnych stanowisk raczej tak nie było - oczywiście nie zapominając o wypowiedzi, że "19 miliardów to jakieś tam koszta". Sama KO posiada o wiele lepsze osoby na kandydatów pod względem intelektualnym i wizerunkowym, jak np. Sikorski, mniej popularny Zdrojewski, czy komiczny Budka.
7. Władysław Kosiniak-Kamysz - najbardziej koncyliacyjny kandydat z grupy partii, które od lat zasiadają w Sejmie. Spore szanse na drugą turę, ale po pierwsze raczej do niej nie dojdzie, a po drugie duże nie znaczy największe. Nie można jednak zapomnieć, że jako minister pracy i polityki społecznej nie zrobił nic by Tusk nie ukradł Polakom 150 miliardów oszczędności z OFE. Niewątpliwe plusem jest jego sympatyczna i bardzo ładna żona, która jako pierwsza dama byłaby pierwszą od czasów Marii Kaczyńskiej o korzeniach praktycznie wyłącznie polskich. Na pewno jako pierwsza dama nie przyniosłaby wstydu.
8. Mirosław Piotrowski - kompletnie nieznana mi postać.
9. Paweł Tanajno - Hawajska+, liberał, zabawny człowiek raczej w tym pozytywnym znaczeniu. Doceniam determinację w kontekście udziału w wyborach przy świadomości, że nie ma się praktycznie szans na wygraną.
10. Stanisław Żółtek - do niedawna europoseł oraz wieloletni działacz UPR-u. Więcej nie wiem na jego temat. Dla wyborców chylących się ku Konfederacji powinien być alternatywą względem miernego Bosaka.
Ogólnie wybory moim zdaniem wygra Andrzej Duda i to raczej w pierwszej turze bo frekwencja najprawdopodobniej będzie dramatycznie niska - najniższa w historii, a jego elektorat w większości pójdzie głosować choćby 11 maja miał być ogłoszony ostateczny koniec świata. Natomiast co do głosu to zastanawiam się nad bojkotem lub oddaniem głosu nieważnego bo coś przecież muszę z tą kartą zrobić jeśli już do mnie dotrze, co też nie jest pewne. W ostateczności jeśli miałbym oddać głos ważny, to zagłosuję na Kosiniaka-Kamysza po czym spróbuję wywołać u siebie wymioty. Głos na niego tylko dlatego, że ma realnie największe szanse wejść do drugiej tury jeśli do niej dojdzie. Natomiast jak już do niej dojdzie to niech się dzieje wola nieba - wtedy na pewno bojkot albo głos nieważny.
Trochę się rozpisałem :) Zapraszam do dyskusji.
Edited by Belfer, 29 June 2020 - 15:20.