Trochę zaciera się granica oceny tego co się aktualnie dzieje w sejmie. Nazwałbym co najmniej lekkim nadużyciem stwierdzenie, że obie strony konfliktu w sejmie są "po tych samych pieniądzach" i żadna ze stron nie ma racji.
Racja jest jedna, a ma ją ta strona której działania nie osłabiają rodzimej wspólnoty politycznej. W tym wypadku w kategorii wroga stoi opozycja która blokując funkcjonowanie państwa (sejmu) pośrednio bądź bezpośrednio osłabia państwo Polskie. Wrogiem państwa jest ten, kto swoi postępowanie osłabia naszą wspólnotę polityczną na korzyści innych wspólnot. Paraliż legislacyjny nie wątpliwie nie umacnia pozycji Polski, anie też nie osłabia naszych wrogów, jest wręcz przeciwnie - fundamenty państwa są osłabiane, korzystają na tym nasi oponenci.
Trzeba raz na zawsze skończyć tą demoliberalną gadaninę o jakiś "siłach ciemności", demokracji etc. i powrotu do tradycyjnych katogorii nauk o polityce takich jak: wróg-przyjaciel, wspólnota-renegat wspólnoty czy dojście do wniosku, że polityka państwa polega na walce o byt i konkurencji z innymi państwami.
Jak już potrafimy rozróżnić kto w danej sytuacji jest wrogiem, a kto przyjacielem, trzeba podjąć kolejne wnioski i kroki - z wrogiem się nie dyskutuje, tylko go neutralizuje. To powinno się zrobić z tą całą hołotą z KOD, N., PO. Deratyzację opozycji.
Oczywiście, to się odnosi do tej konkretnej sytuacji, np. w polityce zagranicznej PiS pełni rolę zdrajców i renegatów wspólnoty godząc się, a wręcz zapraszając do Polski obce wojska, do tego wojska państwa imperialnego a nie sojuszniczego.