Rosja od dawna mowi ze tylko oni sa tam legalnie na zaproszenie rzadu syryjskiego.
Słuszne spostrzeżenie.
Chronić jednak będzie dupę Putinowi tylko na 50% (czyli jeden półdupek ;-) ), bo takim maszynom jak zestrzelone SU-24 nie wolno nie tylko naruszać - co oczywiste - obcej przestrzeni powietrznej, ale nawet "niebezpiecznie" zbliżać się do niej. Ruskie maszyny latające na "braterskie" zaproszenie Assada muszą trzymać się uzgodnień syryjsko-tureckich.
Formalnie było chyba i naruszenie przestrzeni, i zlekceważenie (dziesięciu) ostrzeżeń ze strony Turków. Turcy "legalnie" więc kropnęli SU-24. Początkowo (chyba) Ruscy nie chcieli się do tego przyznać - utrzymywali, że ich maszynę strąciła rakieta ziemia-powietrze: czyli ewidentnie miałaby to być robota nie Turków, lecz Turkmenów rezydujących (właściwszym określeniem byłoby "stacjonujących") po syryjskiej stronie. Turcy olali "ewentualne koło ratunkowe" i zaczęli się chełpić osobistym zestrzeleniem. Tego nie mogli jednak zrobić rakietą Z-P (według ruskiej narracji SU-24 nie był zestrzelony w przestrzeni Tureckiej, lecz Syryjskiej). W końcu Ruscy musieli wybrać wariant z rakietą P-P ("nóż w plecy").