Lech - Zawisza 3:2
W poprzednich sezonach doczekaliśmy się kilku - wręcz okrzykniętych - kultowych haseł m.in. "wiaderko witamin" (by Kazimierz Węgrzyn) czy "mam kontakty" (by Piotr Świerczewski). Wiosną tego roku podczas meczu Podbeskidzia z Legią (1:2) z trybun padło stwierdzenie: "grajcie na Wawrzyniaka, on jest cienki". Jest nowy sezon, więc hasło wymaga korekty na: "grajcie na Ziajkę, on jest cienki". Zamiana jak najbardziej adekwatna, ponieważ tyczy się to lewej obrony, a w barwach bydgoskiego Zawiszy były obrońca Podbeskidzia gra poniżej krytyki.
Podczas meczu przy Bułgarskiej najszybciej to zrozumiał Łukasz Trałka - notorycznie krytykowany defensywny pomocnik za bezczynność w grze obronnej i ofensywnej - który dwukrotnie zapoczątkował akcje bramkowe jego strefą.
W 4 minucie na środku boiska nieprzepisowo zatrzymywał Herold Goulon jednego z graczy Kolejorza. Trałka natychmiast zagrał 30-metrowego cross'a na prawą stronę do Voyo Ubiparipa, który miał wolną przestrzeń absencją Sebastiana Ziajki na lewej obronie. Na obieg szedł Hubert Wołąkiewicz, który otrzymał podanie od Serba i momentalnie dośrodkował na piąty metr do Bartosza Ślusarskiego, który niepilnowany wpakował futbolówkę do siatki. Pytanie retoryczne, kto w tej sytuacji z pary środkowych obrońców Skrzyński - Micael miał bronić najskuteczniejszego Lechity poprzedniego sezonu?
Nie upłynął kwadrans od tego wydarzenia, a już po raz drugi musiał skapitulować Wojciech Kaczmarek. Kolejny raz krzyżowym podaniem popisał się Trałka zagrywając w te same miejsce, tym razem do Pawłowskiego, który nie był pilnowany przez najsłabszego na boisku Ziajkę. Nowy nabytek dośrodkował na 14 metr, a tam pojawił się... Luiz Henriquez - lewy obrońca - i jak rasowy snajper posłał piłkę po długim rogu do bramki Zawiszy. Panamczyk został ukarany żółtą kartkę za "cieszynkę", a to miało istotny wpływ na dalszy przebieg spotkania.
Przy obydwu bramkach zawiódł na całej linii Ziajka, lecz można przyczepić się również do Piotra Petasza - ustawionego na lewej pomocy - który nie asekurował kolegi z drużyny.
Bydgoszczanie, mimo niekorzystnego rezultatu, nie wyglądali najgorzej. Jednak po utracie gola "Kolejorz" niepotrzebnie zwolnił tempo, a do głosu doszli podopieczni Ryszarda Tarasiewicza. Bardzo dobrze prezentował się Michał Masłowski, występujący w roli "mózgu" zespołu. 23-latek nie bał się brania odpowiedzialności na własne barki, czym potwierdził to w 33 minucie.
Z prawego narożnika do piłki podszedł świetnie bijący stałe fragmenty gry Petasz. Dograł ostro bitą piłkę na czwarty metr, a tam Masłowski silnym strzałem głową strzelił obok źle interweniującego Krzysztofa Kotorowskiego. Przy kryciu zaspał Kasper Hamalainen.
Druga część spotkania to ponowne ataki poznaniaków i udokumentowanie przewagi golem tuż po przerwie. W 52 minucie niepotrzebną stratę na środku boiska zanotował Jakub Wójcicki. Piłkę przejął Ubiparip i zagrał na prawą stronę do Wołąkiewicza. Ten nie robiąc sobie nic z obecności statycznego Ziajki dośrodkował w pole karne, a z pierwszej piłki uderzył zakontraktowany przed tygodniem Daylon Claasen, zdobywając w debiucie premierowego gola dla Kolejorza.
Nie minęły 3 minuty, a Lech musiał kończyć mecz w 10-tkę. Drugą żółtą, a konsekwencji czerwoną kartkę, otrzymał Luiz Henriquez po bezmyślnym faulu na Wójcickim. Gdyby nie nadmierna radość z gola przez reprezentanta Panamy to gospodarze dograliby mecz w komplecie. To był zwrotny moment spotkania. Lech został zepchnięty do głębokiej defensywy i rzadko odgrywał się na zawodnikach ze stolicy województwa kujawsko-pomorskiego. Ataki bydgoszczan zostały nagrodzone w 66 minucie.
Rzut wolny wykonywali goście. Do piłki na 25 metrze od bramki "Kotora" podszedł środkowy obrońca Łukasz Skrzyński i silnym strzałem w krótki róg umieścił w bramce.
W dalszej części spotkania gra Zawiszy nie traciła animuszu, jednak w dogodnych sytuacjach nie spisywał się najlepiej Portugalczyk, Bernardo Vasconcelos. Jednak król strzelców ligi cypryjskiej z poprzedniego sezonu w 69 minucie świetnie wypatrzył wbiegającego w pole karne Goulona, ale Francuz fatalnie skiksował. W tej kolejce sędziowie popełniają sporo błędów i dzisiaj też to miało wpływ na końcowy rezultat. W 86 minucie Manuel Arboleda kopnął w achillesa Jakuba Wójcickiego, ale gwizdek Pawła Raczkowskiego milczał jak zaklęty. W doliczonym czasie gry, asystent przy bramkach Ślusarskiego i Claasena, Hubert Wołąkiewicz mógł jeszcze zdobyć 4-tego gola Lechitów, ale piłka została zablokowana przez jednego z obrońców Zawiszy.
Do końca spotkania już nic nie wydarzyło się więcej i Lech może zapisać sobie bezcenne 3 punkty.
Dzisiejszy mecz to świetny materiał do analizy dla... trenera Kazimierza Moskala, który już niebawem będzie mógł się skonfrontować z bydgoszczanami w kolejnym etapie rozgrywek Pucharu Polski.
Obrona Zawiszy jest zrujnowana dzięki słabej grze Sebastiana Ziajki. Lewy obrońca gubi krycie i dalej nie jest w stanie naprawić swoich błędów. Asekuracji nie ma, zawodzi komunikacja między zawodnikami.
Z pewnością do atutów należy zaliczyć Michała Masłowskiego, który z niczego jest w stanie wykreować dobre okazje dla swoich kolegów, zwłaszcza Vasconceslosa, znajdującego się zawsze w pobliżu pola karnego, ale jeszcze nie tak skutecznego jak nowe strzelby Śląska Wrocław (Marco Paixao) czy Widzewa Łódź (Eduards Viśnakovs).
Na oddzielną uwagę zasługuje Piotr Petasz. 3-krotny strzelec goli w barwach Pogoni przeciwko GieKSie jest mobilnym zawodnikiem, nietrzymającym się kurczowo lewej strony. Można było dziś zauważyć, że schodził często do środka, robiąc tym samym optyczną przewagę oraz zmieniał się z Wójcickim na skrzydłach, od czasu do czasu grając po prawej stronie. Poza tym ten sam niezmienny atut od lat, czyli groźnie bite stałe fragmenty gry z lewej nogi. To samo tyczy się Łukasza Skrzyńskiego (gol na 2:3).